27 sierpnia 2016

Patologie w szkolnictwie wyższym w Polsce


Dr Jacek Stachowicz opublikował swoją dysertację doktorską na powyższy temat, lokując ów problem w latach 1990-2007. Swoje studium prowadził pod kierunkiem socjologa edukacji prof. APS dr. hab. Janusza Gęsickiego, który od szeregu lat zachęca swoich seminarzystów do odsłaniania prawdy o błędach i wypaczenia doby transformacji ustrojowej tak w szkolnictwie wyższym, jak i w szkolnictwie powszechnym.

Nie ukrywam podziwu dla tych badań, bowiem otwierają one z jednej strony przysłowiową "Puszkę Pandory", z drugiej zaś pozwalają przynajmniej dostrzec, jeśli nie zrozumieć, zakres rozwiązań prawnych i organizacyjnych, które przyzwalały na patologie, wdrażały je, utrwalały i sytuowały w coraz to nowych zakresach działań instytucjonalnej edukacji na wszystkich stopniach i poziomach kształcenia. Mamy zatem do czynienia z badaniami idiograficzno-eksplikacyjnymi, które odsłaniają cząstkę prawdy o złożonej rzeczywistości społecznej, która znajdowała swoje upełnomocnienie w decyzjach polityków i kryjących się za nimi lobbystów.

Sformułowany problem badawczy - W jakim stopniu patologie organizacyjne występujące w szkolnictwie wyższym w Polsce w latach 1990-2007 stanowiły skutek błędnych rozwiązań systemowych w sektorze akademickim? (s.8) - wyraźnie wskazuje na związek przyczynowo-skutkowy, który usiłuje się rozwiązać pozaeksperymentalnie. Czy można post factum ustalić taką zależność, to już jest inna, aczkolwiek równie istotna kwestia. W naukach społecznych podejmuje się takie zagadnienia właśnie po to, by z pewnego dystansu czasu i na podstawie analizy źródeł prawa oraz dzięki rekonstrukcji wtórnej danych empirycznych, w tym także statystycznych, przeprowadzić dowód w rozwiązywaniu problemu badawczego.

Autor redukuje swój problem badawczy do patologii organizacyjnych, bo dzięki temu nie musi poszukiwać innych zmiennych niezależnych. Tę zaś definiuje i określa jej znaczenie. Sformułowany problem badawczy ma jednak zależnościowy charakter sugerując już występowanie patologii na skutek błędnych rozwiązań systemowych. Te zaś stanowią zmienną globalną, która nie jest łatwa do operacjonalizacji, by można było uchwycić jej zaistnienie.

Autor tej rozprawy nie dociekał powodu, dla którego w pierwszych dwóch latach działania Sejmu kontraktowego (po Okrągłym Stole) w ciągu 111 dni od powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego jedną z 13 ustaw zmieniających ustrój polityczny, gospodarczy i społeczny była także Ustawa o szkolnictwie wyższym, a zabrakło w niej ustawy o systemie oświatowym, chociaż miały one sprzyjać tworzeniu zrębów państwa demokratycznego? Jakim siłom politycznym upadającego ustroju socjalistycznego zależało na tym, żeby akurat w szkolnictwie wyższym możliwe było równoległe do państwowego sektora tworzenie wyższych szkół prywatnych bez jakichkolwiek ograniczeń i bez jakiegokolwiek nadzoru nad ich powstawaniem oraz działaniem?

Siłą tą - jak wskazują na to historycy - były służby specjalne poprzedniego reżimu oraz nomenklatura PZPR, której pozwolono na uwłaszczeniu się na państwowym majątku z doby PRL i osadzeniu w strukturach akademickich w dużej części ludzi, którzy mogli dorabiać się wielkich fortun na wywołanej eksplozji łatwego dostępu do studiowania dla każdego, kogo tylko było na to stać.

Tak, jak można było kupić sobie prywatnie u stomatologa lepsza plombę, tak i bez jakichkolwiek progów egzaminacyjnych można było stać się studentem szkoły wyższej kształcącej na najmniej kosztochłonnych kierunkach studiów. Wystarczyła tylko kreda i tablica oraz wynajmowane w soboty i niedziele od szkół państwowych pomieszczenia czy zakupienie po zaniżonej cenie budynków likwidowanych zakładów pracy.

O tym autor tej książki nie pisze, a przecież po kilku latach transformacji ukazywały się pierwsze publikacje o skandalach i aferach związanych z walką założycielskich czy kanclerskich "gangów" o przejęcie milionowych kwot z tytułu pobieranego czesnego czy rozwijania wydziałów zamiejscowych nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami. Prasa donosiła i wygaszała na "czyjeś życzenie" publikacje o patologicznych w przestrzeni prywatnej szkołach wyższych m.in. w Łodzi, Warszawie, Rykach, Brzegu czy Łowiczu.

Jacek Stachowicz rejestruje w monografii podoktorskiej dane, które pozwolą historykom szkolnictwa wyższego na głębsze badanie tych procesów. Polecam tę rozprawę, gdyż jest ona dobrym początkiem do dalszych badań naukowych. Trudno, by młody doktorant poradził sobie w ciągu kilku zaledwie lat z ogromem danych, jakie przyszło mu analizować.

Wpadł zresztą w typową dla początkujących adeptów nauki pułapkę wishfull thinking, czyli takiego sposobu konceptualizacji własnych badań, który opiera się na wizji „negatywnego scenariusza” zanim jeszcze pozyska naukowe ku temu dowody. To jest typowe podejście w krytycznej pedagogice, by koniecznie wykazać negatywny skutek określonych rozwiązań w badanym systemie (w tym przypadku - szkolnictwie wyższym).

Główny problem badawczy brzmi u Stachowicza: "W jakim stopniu patologie organizacyjne występujące w szkolnictwie wyższym w Polsce w latach 1990-2007 stanowiły skutek błędnych rozwiązań systemowych w sektorze akademickim? Badacz zatem wie, że miały w tym okresie miejsce patologie organizacyjne w szkolnictwie wyższym oraz że były one następstwem błędnych rozwiązań systemowych. Pragnął jedynie określić stopień nasilenia się tej zależności, to znaczy - jak rozumiem - czy był on niski, średni czy wysoki.

To jednak wymagałoby badań empirycznych, zależnościowych, bowiem nie da się powyższej korelacji uchwycić w wyniku jedynie analizy treści, a w tym gotowych już wniosków instytucji kontrolnych takich organów centralnych jak Państwowa Komisja Akredytacyjna oraz Komisja Akredytacyjna Wyższego Szkolnictwa Zawodowego, Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów, Najwyższa Izba Kontroli i Rada Głowna Szkolnictwa Wyższego.

Każdy z tych organów miał inne zadania ustawowe, mimo że przedmiotem jego zainteresowań było tylko lub także szkolnictwo wyższe oraz pełnienie tylko i wyłącznie funkcji kontrolnej lub tylko i wyłącznie funkcji opiniodawczej. Te obszary działania szkolnictwa wyższego, które są dla jednego z organów priorytetowe, najważniejsze, kluczowe, to dla innego zupełnie nie mają one żadnego znaczenia. Najlepszym tego przykładem jest organizacja procesu dydaktycznego i funkcjonowania uczelni. O ile interesowała ona PKA i KAWSZ czy nawet NIK, o tyle nie była przedmiotem zainteresowania Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów.

W którymś jednak miejscu spotykały się ze sobą odsłony nieprzestrzegania prawa lub też wykorzystywania wbrew funkcjom założonym tych szkół braku określonych regulacji lub też ich nieścisłości, małej precyzji, być może nawet celowo stworzonych luk dla nieuczciwych podmiotów akademickich. Każdy, kto przeczytałby treść zgromadzonych przez autora tej pracy uchwał powyższych organów, napisałby ją zupełnie inaczej, gdyż możliwości odczytywania ich zawartości jest bardzo wiele.

Gdyby J. Stachowicz zapoznał się z regulacjami i artykułami krytycznymi na temat tego, jak funkcjonują w/w organy kontrolne i/lub opiniodawcze, to mógłby rzeczywiście odpowiedzieć na pytanie o zachodzące zależności między patologiami organizacyjnymi szkół wyższych a błędnymi rozwiązaniami systemowymi.

Niestety, nie odkrył tych zależności, a jedynie mógł wnioskować pośrednio o ich występowaniu. Sam nie badał ani sposobu i zakresu podejmowania uchwał przez np. Prezydium PKA, a tylko ten organ wystarczyłoby wziąć pod lupę, by stwierdzić, ile w nim samym jest patologii organizacyjnych, aksjonormatywnych i decyzyjnych. Mamy zatem znakomity początek, godny naśladowania trop dociekania patologii.

Nie wolno badaczom zapominać, że "ryba psuje się od głowy". Autor tej rozprawy skupił się na szkołach wyższych - uniwersytetach, politechnikach, prywatnych i państwowych wyższych szkołach zawodowych, wymieniając niektóre z nazwy własnej i wskazując na mające w nich miejsce dysfunkcje, a nawet przestępstwa. Jacek Stachowicz pisze o patologiach, ale już nie docieka powodów ich zaistnienia, wśród których jedną z wielu jest demoralizacja i lekceważenie prawa w strukturach władzy - MNiSW i PKA, które w istocie odpowiadają za ten stan rzeczy, bo go także współtworzyły.

Gratuluję promotorowi tej dysertacji prof. APS Januszowi Gęsickiemu, który doprowadził do powstania bardzo solidnej dysertacji doktorskiej. Czas na kontynuację tego typu badań, o znacznie głębszym charakterze i zakresie analizowanych zjawisk zgodnie z ściśle przyjętymi kryteriami.